sobota, 9 lutego 2013

Sztuka jedzenia w różnych warunkach

Będąc stewardessą dostrzegłam, jak szybko dopadł mnie syndrom jedzenia na stojąco. Ponieważ, szczególnie gdy trasa była krótka, nigdy nie było czasu na "zapalenie świec do stołu", stewa musi wyrobić w sobie umiejętność pochłaniania posiłków w pozycji stojącej, w dość szybkim tempie przeżuwając pokładowe żarełko. Smak i skład odżywczy jedzenia serwowanego w samolotowej tacce oraz moje perypetie z tym związane zostawiam do omówienia w oddzielnym poście, gdyż temat to jak rzeka. Będąc mamą siedzącą z trójką dzieci zauważyłam, że tym razem dopadł mnie syndrom jedzenia posiłków w tempie ekspresowym, na stojąco, w przelocie między kuchnią a stołem, przynosząc po kolei zapomniany przez stołowników keczup, mleczko do picia, nie! jednak sok jabłkowy, majonezik, wodę, mamo! siusiu!, mniejszą łyżkę, sól, pieprz i rozmaryn. Gdy uda mi się usiąść jednak już ze wszystkimi, okazuje się, że latając zjadłam już wystarczająco dużo, o czym decyduje mój najmłodszy osesek, głośno mnie informując, że teraz czas na mleczko, on przecież też chce zjeść ze wszystkimi. Jest fajnie... A wszyscy się jednak dziwią, że jem strasznie wolno, jak niektóre przedszkolaki i nigdy nie zjadam swoich porcji. Ciekawe czy będę kiedyś panią z biura na szpileczkach, przeżuwającą leniwie każdy kęs sałatki, podczas dłuuugiej przerwy na lunch... :)

2 komentarze:

  1. hehehe, dokładnie tak to jest, ja nauczyłam się najadać podczas gotowania, i dojadam to czego moje dziecko nieskonczyło! efekt: 7 kilo mniej :D

    OdpowiedzUsuń
  2. To dobre, nie wpadłam na to, żeby zacząć posiłek w trakcie przygotowywania, muszę wypróbować :)7kg mniej to by było coś!

    OdpowiedzUsuń