Zawsze
lubiłam długo spać, wylegiwać się godzinami w ciepłej pościeli, najlepiej do 12
w południe, z filiżanką kawy w dłoni przeglądać leniwie prasę, mniam… Kiedy
pojawiła się moja córeczka poczułam jakbym zderzyła się czołowo z rozpędzoną
ciężarówką. Jak to? Dlaczego nikt mnie nie ostrzegł, że noworodek nie wie co to dzień i noc, że wcześnie wstaje
i w dodatku tak głośno! Jeszcze gorzej było w nocy kiedy tańcząc z maleństwem
zastanawiałam si ę dlaczego można nie lubić spania? Po takich nocach czułam się
jakbym obiegła całą kulę ziemską w tempie galopu, z obciążeniami na wszystkich
członach ciała, łącznie z głową. I gdzie
tu słynna radość z macierzyństwa? Podczas spacerów, w trakcie których
zatrzymanie się na sekundę było absolutnie niedozwolone, bo od razu z głębi
gondoli dochodził donośny głos sprzeciwu wobec mojego „lenistwa” , nurtowało
mnie pytanie czy człowiek może umrzeć z
niewyspania… Minęło parę lat a po tamtym uczuciu zostało tylko wspomnienie
przelane na papier. Na szczęście okazało się, że od braku snu się nie umiera,
szybko wraca się do nieśpiesznych poranków z kawą, a każde małe dzieciątko
prędzej czy później orientuje się, że noc jest od spania. Wiem, że kiedyś, za
kilkanaście lat znowu będzie zarywało noce, ale już z własnej woli i bez mojego
uczestnictwa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz