środa, 30 lipca 2014

Piersi Bałkanica

Kto lubi bałkańskie rytmy, ten spokojnie nie usiedzi przy  tej piosence. Do tego niesamowity dźwięk trąbek, trąb, puzonów i innych saksofonów. Po prostu piękne, oopa! Nie będę jednak tu recenzować muzyki, bo już to za mnie uczyniono, a i tak nie czuję się na siłach, oprócz wyrażenia swego prywatnego zdania. Wsłuchawszy się w tekst usłyszałam to:

"...Będzie! Będzie zabawa!
Będzie się działo!
I znowu nocy będzie mało.
Będzie głośno, będzie radośnie
Znów przetańczymy razem całą noc..."

No... jak tylko usłyszałam refren, uśmiechnęłam się. Jak pięknie, skocznie i śpiewnie ujęte to, co dzieje się nocami w domach, w których zamieszkał noworodek, dorasta małe dziecko, śpi przedszkolak oraz pierwszoklasistka. 

Reszta piosenki oczywiście nie oddaje atmosfery przestrzeni pełnej dzieci, w radosny sposób ujmuje jednak to, co każdy "zmęczony" rodzic obiecuje sobie robić, jak tylko podrosną, wyrosną, zaczną lepiej spać lub wyjadą na kolonie. A kończy się jak zwykle, czyli uwolnieni rodzice, zachłyśnięci wolnością imprezują około dwóch razy (oczywiście przy Kaziku, rycząc głośno "wyjechali na wakacje wszyscy nasi podopieczni...") a potem w poczuciu dobrze wykorzystanego wolnego czasu odsypiają nieprzespane noce, miesiące, lata... A potem wracają, zjeżdżają, przylatują i zabawa zaczyna się od nowa. I o to chodzi!

Acha, jeszcze. Tak swoją drogą to na taki upał nie ma nic nad chłodnego wina dzban ;)

środa, 23 kwietnia 2014

Być jak kominiarz

Może nie zawsze, ale parę razy zdarzyło mi się marzyć o byciu kominiarzem. Nie wiem co bardziej mnie urzekło, to, że wszyscy na mój widok łapaliby się za guziki czy to, że kominiarzowi łatwo wybacza się umorusaną szadzą buzię.
Trudno jednak żebym latała teraz po dachach. Dzieci mam przecież! A co by było, gdyby zechciały mnie naśladować, na własna rękę i bez zabezpieczeń? Jedyna korzyść to dodatkowe punkty u kolegów- mama kominiarz nie zdarza sie codziennie. 
Powrót do marzeń sprzed lat dopadł mnie gwałtownie i zupełnie nieoczekiwanie za sprawą pewnej bombowej kobitki, która usiedzieć w domu nie mogła, postanowiła los wziąć w swe przedsiębiorcze, zgrabne rączki i zaczęła szyć właśnie kominy (trochę różnią się wyglądem i przeznaczeniem od tych murowanych).

Komin jest dobry na wszystko: 
ociepli szyje gdy wiatr wyje; 
pryszcz przebrzydły zasłoni gdy ten tylko się wyłoni; 
doda szyku letniej kreacji w drodze powrotnej z wakacji;
zawsze wygląda się w nim ładnie nawet jak już ostatni liść z drzewa spadnie;

I tak dalej radosna twórczość można rozwijać.
Ważne, że komin najlepszy jest i basta!
A do komina ale też i bez niego panie z mammas.pl proponują eleganckie, stylowe i dobre gatunkowo przeróżne wariacje bransoletek, z których zestaw kawowy albo miętowy pobudza nie tylko zmysł smaku. Dobrego smaku.
Gorrrrrąco polecam!

poniedziałek, 17 marca 2014

Nie oceniajmy pochopnie

Impresje życiowo-wychowawcze zaczynam mieć. To chyba efekt zbliżających się dużymi krokami urodzin, które mają nieco większą wartość niż 18 :(

http://wsumie.pl/rodzina/101627-nie-wtracaj-sie-w-wychowanie

czwartek, 13 lutego 2014

poniedziałek, 10 lutego 2014

I o czym tu gadać?



Gadanie czyli sztuka mówienia zasadniczo różni nas od naszych braci zwierząt. Można nawet rzec, że jest to jedyna różnica, bo skoro nie umieją wyrazić słowami tego, co dzieje się w ich łbach to skąd wiadomo, że nie posiadają umiejętności analitycznego myślenia, wyciągania wniosków czy filozoficznych wywodów na dowolny temat?
Gadanie to sztuka przekazywania innym swych myśli. Czasem można mieć wrażenie, że tak nie jest i że gadanie to jedynie umiejętność odtwórczego ślinotoku.
Gadać można na rożne tematy. Gadamy zazwyczaj na najbardziej zajmujące nas tematy, zajmujące zarówno fizycznie jak i przede wszystkim psychicznie. A jeśli najważniejszym i najgłówniejszym zadaniem, jakie obecnie się wykonuje, jest zajmowanie się dzieckiem, naturalnym jest, że większość tematów będzie dotyczyła dzieci. Każdy zawsze rozmawia o tym z czym się aktualnie zmaga - czy to nowy projekt w pracy na stanowisku o angielskiej nazwie czy zmiana pieluch. A jeśli dodatkowo zajęcie to jest najbardziej kochane na świecie, to dlaczego ktoś miałby mówić o czymś innym? 
Gdy się coś robi, trzeba poświecić temu cały swój czas, energię, myśli i uwagę. I doskonalić wykonywaną sztukę, a doskonalenie również polega na czerpania z doświadczeń innych, na przykład innych mam, stąd niektóre osoby odnoszą wrażenie, że matki rozmawiają jedynie o sprawach swoich dzieci.

Gdy dzieci się odchowa czyli ogranie temat, tajniki gorączek, zupek i kupek staną się czymś pospolitym i przestaną spędzać sen z powiek, matki zaczynają rozglądać się dookoła i nagle odkrywają piękno otaczającego świata. I wtedy zaczyna się porządne gadanie. Rozpędzonej w wypowiadaniu swych myśli w postaci słów niemłodej już mamy wprost nie można zatrzymać. Tym razem unika ona jak ogień wszelkich tematów okołodzieciowych, chcąc zapewne wykazać się erudycją i znajomością zagadnień z przeróżnych dziedzin świata. I tak oto spotkać można mamę dwulatka z zaciekłością dyskutującą o polityce,  mamę dwóch chodzących już bliźniaczek, która mówić chce jedynie o astronomii czy mamę przedszkolaka opowiadającą rzewne historie o smutnym losie ginących owadów z Wysp Dziewiczych.
Ale chyba najważniejsze jest dla uczestników gadaniny z obu stron, aby siebie nawzajem słuchać, nawet jeśli coś nas kompletnie nie interesuje. Zawsze przecież można zmienić temat i zaproponować coś innego, zamiast krytykować, że ktoś jest monotematyczny.




piątek, 7 lutego 2014

Tylko czasem cisza staje się hałasem ;)






Kura domowa

Malując swe rzęsy myślała, czy da się
usunąć kamień z czajnika używszy cytrynowy kwasek.
Upinając czarny koczek na głowy czubku
zakwasiła cytryną śmietanę w emaliowym kubku.
Wędrując z wózkiem kilometrów wiele
układała te wersy w słoneczną niedzielę.
I doszła do wniosku bardzo prostego
że piękną kurą domową być to coś wspaniałego.


Na chudą

Raz chuda iskrę pragnąc wskrzesić
władowała się do kominka chcąc ogień rozniecić.
Bo skoro wszyscy szczapą ją zwą
to się przynajmniej teraz rozgrzeją.



Na grubą

Stojąc twarzą w twarz ze swym tłustym kłopotem
popijała smażeninę słodkim kompotem.
No bo jak tu, gdy ma się sto kilo i gram dwieście,
w bikini beztrosko popląsać na mieście?



czwartek, 30 stycznia 2014

Ssak polityczny

Ostatnio siedząc na klasycznych imieninach u Cioci, dopadły mnie życiowe refleksje. Stół, zasłany typowym kwiecistym ciocinym obrusem suto zastawiony był charakterystycznymi imieninowymi potrawami. Była więc sałatka warzywna z jajkiem, smażona kaszaneczka, zupa ogórkowa na sercach, golonka z kapustą i ziemniakami jako danie główne. Niestety nie było tańców przy ciocino-imieninowych przebojach, choć przecież wysiłek fizyczny przydałby się bardziej niż czysta wyborowa w charakterze soczku do dań. Nie wiedziałam, że takie ciocie jeszcze istnieją.

Po raz kolejny okazało się, że Polacy (przekrój towarzystwa jak ze skromnego wiejskiego wesela na jedyne 200 osób) to najlepsi lekarze, politycy i specjaliści wszelkiej maści.
Jak to w towarzystwie, gdzie średnia wieku to 67+, już pod koniec zupy okazało się kto i na co ostatnio zapadł. A że u nas w domu na razie na szczęście tylko dzieci łapią wszystko, co możliwe opowiedziałam uroczą historię z pobytu w szpitalu z dwumiesięcznym wówczas najmłodszym. Historia posiada anegdotyczną puentę starszej córeczki, która zaciekawiła się z niesmakiem, usłyszawszy, że małemu, jak był w szpitalu, odsysali katarzysko ssakiem.
- "Ale takim urządzeniem czy zwierzątkiem?" - padło wówczas pytanie.
Niezła wizja. Szpital, wszystko sterylne, na biało i w fartuchach. Kładą niemowlę, które zaniemogło na zapalenie płuc, zalewa go wydzielina nosowo-gardłowa. I nagle pielęgniarka w masce wprowadza zwierzątko (ssaka), który pysk na zakończony cienka rurką (mi przyszedł na myśl mrówkojad, ale propozycje mogą być rożne), dezynfekuje końcówkę ryja i odsysa tony kataru. Fuj. Szybko wyjaśniłam córce, jak to było naprawdę, żeby nie miała koszmarów.

Po wysłuchaniu po kolei od każdego historii choroby, przy daniu głównym pojawiła pani polityka. Moja refleksja dotyczyła oczywiście "sorry, taki mamy klimat". I większość biesiadujących imieninowych mędrców, o dziwo, zgodziła się, że minister, choć wiadomo, że sam nie będzie chuchał na tory w celu rozmrożenia ich, to jednak nie powinien pozwolić sobie na wygłaszanie do pasażerów nieadekwatnych komentarzy.
Bo może pani minister powinna posłuchać rady drugoplanowych bohaterek "Misia" komentujących w odmętach toalety propozycję awansu prezesa klubu sportowego Tęcza tymi słowy: "głupi by był, gdyby się dał wziąść na ministra". No właśnie czasem lepiej pozostać na skromniejszym stanowisku niż narażać się na kompromitację. Ale może tylko czasem.