poniedziałek, 30 grudnia 2013

Samba de Janeiro

Wigilia w 40 st upale, z drinkiem z parasolką w ręku, przy egzotycznych dźwiękach? Oj marzy mi się, lub chociaż Sylwester.... :)

http://wsumie.pl/tylko-u-nas/89407-swieta-i-sylwester-w-rytmie-samby

czwartek, 26 grudnia 2013

Polityka prorodzinna

Ostatnio miałam przyjemność rozmawiać z młodymi ludźmi. Studentami. Jedno z nich szukało pracy przez rok. I wreszcie znalazło. Za 8 zł za godzinę. Czyli przy dobrych wiatrach i niezłej harówce wyciągnie jakieś 1100 zł. 
Przez myśl przemknęło im, żeby wyrwać się z rodzinnego gniazda i stworzyć zaczątki swojej rodziny. I tu zderzyli się z opiekuńczą rzeczywistością, Z taką stawką i jedno i drugie musiałoby siedzieć w owej pracy non stop z małą przerwą na siusiu.
A gdzie czas na naukę? Gdzie czas na spotkania towarzyskie, najważniejsze kiedy ma się 20 lat? I jeszcze pozostałe obowiązki, jak choćby sprzątanie pokoju? No właśnie. I taki młody człowiek choćby chciał się usamodzielnić, nie ma szans, nie stać go na wynajęcie najmniejszej kawalerki. 
Wtedy zostaje przy rodzinie, nie gardząc garnuszkiem rodziców, bo nie ma wyjścia. Nie może założyć podstawowej komórki społecznej, pozostaje więc dużym dzieckiem. I choćby się starał, nie poczuje trudu samodzielnego utrzymania, gdzie myśleć trzeba o wszystkim - od zaopatrzenia lodówki w przedziwne produkty typu masło, ser żółty, jajka, przez kupno środków do mycia łazienki, proszku do prania, mydła, żarówek, ścierki do kurzu i innych rozmaitości, które w domu rodziców po prostu są. 
Pozostaje uzależniony od swoich rodzicieli, w czym oczywiście nie ma nic złego, ale w pewnym wieku po prostu zdrowiej jest stać się dorosłym człowiekiem, z pełną odpowiedzialnością za swoje życie. 

Obecna polityka oszczędza młodym ludziom takich stresów. Prawdziwa prorodzinna polityka.

wtorek, 24 grudnia 2013

sobota, 21 grudnia 2013

Skandal

"24 grudnia czyli w wigilię żeby było weselej zamierzam przerwać ciążę" to od tych właśnie słów zaczyna się komentowany wywiad. Potem jest już tylko żałośniej.
Co za ponura, obrzydliwa i godząca w godność człowieka prowokacja. Jest to nawoływanie i publiczna deklaracja chęci zabicia człowieka. Nawet jeśli ten człowiek ma 0,5 mm, to już jest człowiekiem. Taki skandaliczny ekshibicjonizm odsłaniający skłonności mordercze, nasuwa pytanie do takich dam o możliwość zabezpieczania się, sterylizacji czy wstrzemięźliwości zamiast ordynarnej, okrutnej zbrodni popełnianej na własnym dziecku.
Pani Bratkowska zrzuca odpowiedzialność za siebie i swoje (jeszcze a może nigdy) nienarodzone dziecko na przeciwników aborcji. A dlaczego nie może wziąć odpowiedzialności za swoje czyny, ciało, które chciało seksu i mózg, który nie zdążył pomyśleć o konsekwencjach. Bo przecież autorka tej deklaracji chyba wie, skąd się biorą dzieci? I jeśli wie to jakim musi być człowiekiem, że dobrowolnie, publicznie i bez cienia wstydu informuje pod płaszczykiem walki o prawa kobiet o zamiarze dokonania zabicia swojego dziecka?
Otóż pani Bratkowsko: ja też jestem kobietą i gdy mam ochotę na seks a akurat nie planuję dzieci to się zastanawiam najpierw co zrobić. I w tym właśnie momencie biorę odpowiedzialność za swoje ciało, moje i innych (tych najmniejszych) życie. Nie zrzucam jej na kogoś, kto prawnie zakazuje mi dokonania czynu, na który bym się nie zdecydowała ze zwykłych ludzkich powodów i zwykłego szacunku do drugiego człowieka: "i taka osoba (przeciwnik aborcji - przyp. ZC) powinna podjąć decyzję, czy bierze odpowiedzialność za całe życie tego człowieka, który jest w ciąży i całe życie tego człowieka, który się urodzi."
Jest też próba definicji przeciwników aborcji: "ktoś, kto opowiada się nawet tylko za obecnym kompromisem z definicji jest a) szalonym despotą, który myśli, ze może kogoś do czegoś zmusić, b) hipokrytą, który chce przysporzyć kobietom cierpień - wie, że zakaz nic nie da, ale zawsze może poznęcać się nad kobietami. Wreszcie c) cynicznym politykiem, który myśli tylko o promocji swojej partii."
Uważam, że jestem znakomitą kompilacją wszystkich trzech punktów, nie zdążyłam tylko założyć partii.
A z wypowiedzi, na które brak epitetów lub są niecenzuralne wynika, że pani ta żyje w jakimś dziwnym świecie, w którym istnieją biedne, ciężarne, ubezwłasnowolnione kobietki i politycy-hipokryci nakazujący im rodzenia tych dzieci, jakże bardzo niechcianych.
Biedna pani feministka rozpracowała grupę antyaborcyjną dając wnikliwą analizę umysłów: "oni nie chcą ratować życia, oni chcą gnębić kobiety". Moim kobiecym zdaniem zahacza to wręcz o zboczenie tej pani, skoro w każdym samcu widzi wroga i nie jest w stanie dostrzec prawdziwej intencji obrońców życia, zarówno kobiet (tak droga pani istnieją kobiety, które są przeciwne aborcji) jak i mężczyzn ( mężczyźni swoją drogą mają w połowie równe prawo do poczętego dziecka jak kobieta).
Bratkowska pyta prowokacyjne co zrobi przeciwnik aborcji dowiedziawszy się o zamiarze popełnienia tej zbrodni przez osobę "odpowiadającą" za swoje życie. Kpi, czy wezwie policję. A może należałoby takiej pani pokazać film z zabiegu czy choćby zdjęcia usuniętych siłą z łona dzieci, oderwanych nóżek, rączek, ściśniętej małej czaszeczki z której wylewa się mózg, czy szklanych oczek z których uszło życie... Może by ją wtedy sumienie ruszyło, w co osobiście, jako kobieta, wątpię.

Jeśli ktoś ma ochotę przeczytać w całości tą posępną demonstrację pseudo manifestu walki o prawa kobiet to podaję link:

piątek, 20 grudnia 2013

Od żartu do czynu

Że posyłanie sześciolatków do pierwszej klasy jest złe, (nie) każdy rodzic dobrze wie.
Opinia rodzica przeciwstawiona jest opinii psychologa z poradni pedagogiczno-psychologicznej (nie umniejszając kompetencjom psychologów, szydząc jedynie z nieszczęsnej ustawy), który okazuje się lepiej znać cudze dziecko od jego własnych rodziców, bo to właśnie ta osoba władna jest wydać werdykt czy dziecko nadaje się do szkoły czy nie. Na próżno idą obserwacje rodziców, znających swe dziecko od kołyski, towarzyszących mu na każdym etapie rozwoju. Opinia wydawana jest na podstawie obserwacji trwającej zaledwie chwilę - w porównaniu z obserwacjami rodziców.
Jeśli dziecko nie zdradza ewidentnych, widocznych oznak późniejszego (ale nie opóźnionego, stwierdzonego klinicznie) rozwoju to do szkoły pójdzie. Nawet wtedy, jeśli rodzic jest pewien, że akurat jego dziecko nie jest gotowe, bo jest np. niedojrzałe emocjonalnie, bo może wpędzić go w rozmaite frustracje, bo sobie nie radzi i z tego powodu przypnie mu się łatkę kiepskiego ucznia już na cały okres jego szkolnej edukacji. A wszystko to za sprawą chorej reformy.

Czyli jednym słowem, jeśli nie będzie rewolucji w postaci odwołania ustawy albo chociaż pozostawienia rodzicom decyzji czy ich dziecko nadaje się do szkoły, prawdopodobnie rodzice, chcąc uratować swoje dzieci, szczególnie te urodzone pod koniec roku, będą musieli kombinować na zasadzie "Polak potrafi". I choć brzydko kojarzy się „kombinatorstwo” możliwe, że rodzice będą zmuszeni do takiego działania, by ratować maluchy.

Jednym z pomysłów, rzuconych w ramach żartu, jest pomysł rozpoczęcia przez niespełna 6 letnie (bo np. grudniowe) dziecko edukacji domowej. Dziecko uczy się pilnie przez cały rok, a na końcu okazuje się, że surowa nauczycielka-mama nie może dać uczniowi promocji, i postanawia go posłać, po porządną edukację do "normalnej" szkoły, do pierwszej klasy, ale już jako siedmiolatka. Sprytne prawda?

No, ale skoro opinia rodziców nie jest nic warta, bo liczy się szczątkowa obserwacja i kilka testów, przeprowadzonych przez zawodowego ale nie znającego dziecka, psychologa, to chyba nie pozostaje nam, rodzicom nic innego jak stosować wszelkie chwyty. A wszystko przecież tylko/aż dla dobra naszych dzieci.

Jaką jeszcze kreatywnością, pomysłowością, sprytem będą musieli wykazać się rodzice, by nie narażać dziecka na stres i z góry nie skazywać go na porażkę, bo raczej dziecko, które będzie miało (wcale w nie tak rzadkich przypadkach) 5 lat i 9 miesięcy nie poradzi sobie z programem (albo będzie to okupione wielkim trudem, co może zniechęcać w ogóle do nauki), w którym pierwszaki uczą się pisać i czytać się, choćby było najzdolniejsze, nie mówiąc o przeciętniaczkach, których jest najwięcej. 


Słuch wybiórczy

Ciekawe dlaczego, dziwnym trafem dzieciaczki nie są wstanie usłyszeć polecenia, żeby umyły ręce wypowiedzianego głośnym tonem, a są w stanie usłyszeć "mam czekoladę" wypowiedziane szeptem? Czytajcie!


http://wsumie.pl/tylko-u-nas/87921-slyszec-ale-nie-sluchac

niedziela, 15 grudnia 2013

Polecam!

Polecam na prezent, wspaniała zabawa i przepiękne ilustrowane mapy, genialne do nauki o państwach na całej kuli ziemskiej. Minus prywatny ode mnie za brak Portugalii. Reszta fantastyczna!

niedziela, 8 grudnia 2013

Mama w pracy

Zastanawiając się jak nazwać "ruch oporu" wobec feministek, który musi nabrać rozpędu, jako językoznawca z wykształcenia, utworzyłam nowy termin od słowa familia, w taki sam sposób, jak powstała feministka od femina. I w ten sposób wyszła mi familistka
Słowo to pojawiło się po raz pierwszy w ponizszym moim artykule. Wkrótce wyłuszczę, co to słowo oznacza dla mnie oraz jaką karierę bym chciała, żeby zrobiło.

Polecam!

http://wsumie.pl/rodzina/86241-matki-na-rynku-pracy