Już niedługo moje kolejne dziecię wyfrunie z
gniazda. Na szczęście tylko do przedszkola czyli na parę godzin. A mi się już
łezka kręci na samą myśl. Podążając jednak za najnowszymi metodami zgłosiłam
kandydaturę synka do zajęć adaptacyjnych, na które oczywiście się dostaliśmy
mając już wcześniej zaklepane miejsce w placówce przedszkolnej. Problemem jest
tylko jedna kwestia, że zajęcia te odbywają się na początku lipca, a grupa
rusza, jak wszędzie indziej w Polsce czyli na początku września. Widocznie ma to
sens, choć wydaje się, że takiego może nie mieć, a może przyczyna jest bardziej
prozaiczna, jak remont obiektu lub po prostu wakacje personelu.
Według optymistycznego scenariusza synek będzie
teraz tęsknił i marzył przez całe
półtora miesiąca do tego bajkowego miejsca i fantastycznych kolegów, których
tam poznał. Teoria zakłada, że trzylatek będzie pamiętał ten niesamowity tydzień
i we wrześniu z pieśnią na ustach pomaszeruje do przedszkola i chętnie tam
zostanie od razu. No cóż, rzeczywistość może być trochę inna...
Psychologowie bowiem twierdzą, że zmiana jaką jest pojawienie się dzieciaczka w przedszkolu wywołuje u małego człowieczka emocje (jest to zupełnie naturalne) i wyraża ono te emocje płaczem. Źle podobno jest wtedy, kiedy dziecko nie płacze. Więc niezależnie od zajęć adaptacyjnych i tego kiedy i w jakiej ilości się odbywają, przeżycia na początku września będą i tak czy inaczej trzeba siebie i maluszka do tej sytuacji dobrze przygotować.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz