czwartek, 23 maja 2013

Świeć przykładem i odblaskiem!

Chcesz być widoczny? A najlepiej hen widoczny? Zajrzyj na stronę kampanii henwidoczni.pl gdzie prowadzona jest akcja przeciw ciemności. Nie umysłowej ale na ulicach, parkach, jezdni. I nie chodzi o walkę z niedziałającymi latarniami.
Otóż zbliża się sezon, kiedy przynajmniej jedno z rodziców będzie uprawiało przymusowy jogging, goniąc swą pocieszkę uczącą jeździć się na dwukołowym rowerku. Niekiedy dopiero po pracy i choć dzień mamy długi w końcu zaczyna się zmierzch. Wtedy rowerek i rodzic muszą być widoczni dla własnego bezpieczeństwa. Odblaski na kołach załatwiają sprawę.
Niektórzy zaczynają jogging z własnej nieprzymuszonej woli i wtedy odbywa się on dopiero o zmierzchu lub nawet już po. W zależności kto, gdzie mieszka oczywiście, ma do przebiegniecia conajmniej parę ulic, znam przypadki biegania wręcz po ulicy, bo nawet pobocza jakimś cudem brak. Wtedy odblask lub kamizelka, wzorem naszych północnych sąsiadów Norwegów, powinny być brane z domu automatycznie, jak bierze się kluczyki z zamiarem jazdy samochodem.
Mamy z wózkami też powinny świecić przykładem i odblaskiem. Na prawdę trudno czasem zauważyć taki wehikuł, szczególnie jeśli jest, jak mój, w kolorach ciemnych z przewagą czarnego.
Gustowny odblask oznajmia całemu światu, że oto idzie, biegnie, jedzie osoba dbająca o bezpieczeństwo swoje i innych.
Zmęczeni kierowcy niewiele widzą, ale świecący, przemieszczający się odblask, zauważą na pewno. Tak więc wyjdźmy na ulice z szablą, to jest odblaskiem, w dłoni i zawalczmy o własne bezpieczeństwo.
 Acha, zawieszony na sznureczku jako breloczek może się stać ulubioną zabawką każdego niemowlaczka, który dzielnie usprawnia chwytanie przedmiotów. Oczywiście pod opieką dorosłych.

środa, 15 maja 2013

Na randkę, w ciemno

Nie sposób jej po prostu minąć. Zmusza do zawieszenia wzroku na kilka sekund a potem wciąga do środka, kusząc finezyjnym wystrojem. Mała kawiarenka nomen omen "La Petitte" na Noakowskiego 8.
Człowiek jest bezsilny wobec czarodziejskiego klimatu a powalony na nogi pięknem miejsca, dostaje kolejny "cios" zamawiając niebiańską rozkosz pod postacią tortu kawowo-bezowego.
Gdyby ten tort był na fb musiałby mieć z milion lajków.
Jego delikatny acz wyrazisty smak, aksamitna konsystencja kremu przełożonego kruchymi, chrupiącymi bezami, słodycz złamana kroplą alkoholu oraz mistrzowska równowaga proporcji pozwalają zrozumieć pojęcie ambrozji, po czym zapomnieć o reszcie świata.
Serwowany w najpiękniejszym miejscu w Warszawie jest strzałem w dziesiątkę na uroczą, niezapomnianą randkę.
Doskonałość w czystej postaci, ale uwaga! skosztowanie grozi uzależnieniem.
A mogłam napisać wyjątkowo smaczny deser w bardzo stylowej knajpce  :)

piątek, 10 maja 2013

To już nasze! Polskie!

Zaczęło się od tradycyjnego pytania "po ile?". Usłyszawszy cenę nie zlękłam się na szczęście na tyle, żeby uciec. Dwóch sprzedawców było wyraźnie zadowolonych, że w końcu ktoś podszedł do ich prowizorycznego stoiska, skleconego naprędce ze starego stolika i ogrodowego parasola. A czy to są polskie truskawki? -spytałam chcąc przerwać męczącą chwilę ciszy, gdy jeden z panów, z charakterystycznym dla dzieci jak wykonują ciężką, umysłową pracę, wywalonym języczkiem odważał prawie precyzyjnie pół kilo dość świeżych owoców. Usłyszawszy zdawkowe potwierdzenie drążyłam dalej.
Ale to chyba szklarniowe, spod folii? - popisałam się branżowym językiem i znajomością tematu, co wywołało u obu panów nieoczekiwany wybuch radości. Przez chwilę widziałam ich jak rzucają się na ziemię, rechoczą i tarzając w kurzu trzymają się za obolałe od śmiechu brzuchy.
Pani! - powiedział w końcu jeden z nich uspokoiwszy oddech- no pewnie, że szklarniowe, przecież za zimno na "z pola".
Po dokonaniu transakcji odeszłam zadowolona z polskich truskawek i z tego, że mogłam być dowcipem dnia dla obu handlowców.
Potem tylko coś mnie tknęło, odezwała się moja wrodzona podejrzliwość i podpowiedziała, że ich entuzjazm  wywołany moim pytaniem mógł się wziąć z faktu, że truskawki na przykład były pochodzenia hiszpańskiego oraz zostały zakupione w Auchanie na promocji?
Tak czy inaczej, po tak długiej zimie, naprawdę smakowały wyśmienicie!

Trwaj chwilo, jesteś piękna!

Nie ma chyba nic przyjamniejszego niż gdy po dusznym dniu przychodzi ciepły lecz orzeźwiający jak dobrze schłodzona, pomarańczowa oranżada, letni, miękki deszcz.
W oddali słychać burzę, błyskają pioruny a wzmagający się wiatr, jak nadmorska bryza, oczyszcza atmosferę, ciało i umysł. Krople mistrzowsko, z delikatnością dziecęcych paluszków stukają o parapet, jak wirtuoz na pianinie.
Roślinność bucha zielenią, niczym już nie powstrzymywana, kwiaty rozwijają swe kolorowe, pachnące pąki, drzewa nagle stają się gęste od młodych, zielonych liści. Wszystko w jednej sekundzie.
A potem robi się na chwilę cicho, burza odchodzi, deszcz ustaje, i od nowa ptaki zaczynają śpiewać, samochody jeździć, dzieci hałasować, psy szczekać. Okoliczne odgłosy wracają do normy: sąsiad meloman puszcza z powrotem swoje umc umc, bandy urwisów biegają krzycząc i śmiejąc się, samochody trąbią, motocykle osiągają zawrotne prędkości w kilka sekund o czym informuje przeraźliwy ryk silników, koty miauczą, samoloty latają tuż nad głowami, telefony dzwonią, radio ciut za głośno komentuje rzeczywistość.
Doskonale rozumiem wtedy doktora Fausta, nawet jeśli wypowiedział swe słynne słowa w innych okolicznościach.