niedziela, 21 kwietnia 2013

Dla pająka

Pająk, wg Wikipedii, rząd pajęczaków, do którego należy około 40 tyś. opisanych gatunków, zwierzęta typowo lądowe, o różnej wielkości. Jest wyjątkowo obrzydliwy, szczególnie straszący swoją szybkością uciekania przed kapciem. Sześć par odnóży załatwia sprawę.
Wyobrażenia o jego bytności pod ubraniem przyprawiają o wyjątkowo nieprzyjemne uczucie nerwowego swędzenia, połączone z przerażającymi myślami o skutkach ukąszenia tegoż stawonoga. Znam jednak przypadki sympatii i innych pozytywnych uczuć żywionych do pajączka.
Oto pewien prawie 5 miesięczny malec wyśpiewuje swą pierwszą w życiu formę muzyczną, wyraźnie kierując swe artystyczne popisy w stronę ściany ozdobionej wspaniałym, czarnym, szybkonogim pajęczakiem, niewzruszonym, w przeciwieństwie do mamusi, mistrzowskim wykonaniem przecudnej arii prawie operowej.
Jest też znana w pewnych kręgach historia, jak troskliwy tatuś upolowawszy czyhającego na jego małą córeczkę pająkowatego potwora, naraził się na gniew i smutek dziecięcia, gdyż okazało się, że ten akurat osobnik miał wyjątkowo śliczne, niebieskie oczka, co według dziewczynki powinno być czynnikiem ocalającym mu pajęczy żywot.
Ciekawe więc kiedy człowiek z fascynacji małym, szybkobieżnym zwierzątkiem przechodzi do fobii, czasem nawet arachno-, ścigając nawet najmniejsze okazy tego gatunku? Fu

niedziela, 14 kwietnia 2013

Kurczak z wyspy Św. Tomasza czyli po karaibsku.

Płynąc wielkim statkiem typu turystyczny po turkusowym morzu karaibskim, zawinęliśmy do odpowiednio przygotowanego portu na tropikalnej, zielonej wyspie St. Thomas. Wyspa dość górzysta, na szczyty prowadząca przez wąskie, kręte dróżki, po których wiozły turystów dżipy pozbawione szyb, lecz zaopatrzone w specjalne rury, dające dodatkowe wzmocnienie. Jazda bez trzymanki.
Momentami miałam wrażenie jakby auto pod kątem 90 stopni wspinało się, brnąc w górę. Jeszcze ciekawiej było z powrotem, gdzie widok przez przednią szybę przypominał obrazki z roller costerów, które widuje się jedynie na filmach, bo są zbyt strome, by mogły być prawdziwe.
U szczytu naszej góry czekał nas zapierający dech w piersiach widok oraz możliwość skosztowania popisowego, regionalnego dania, pachnącego słońcem, egzotyką, przyprawami i integralną z klimatem tropików wonią mleczka kokosowego. Zaciekawiona niespotykanym smakiem spytałam o przepis, który zanotowałam roboczo na papierowej serwetce.
Na koniec kupiwszy miejscowy łańcuszek na nogę, zrobiony z kolorowych koralików, popędziłam w stronę wzywającego z oddali gongiem do dalszej podróży naszego statku.
Ale przepis już miałam! Poniżej zamieszczam jego zeuropeizowaną z braku dostępności niektórych składników wersję, wypróbowaną osobiście i dzielnie dorównującą oryginałowi.
Danie dla czterech osób, chyba że komuś bardzo zasmakuje, to wtedy tylko dla trzech:
4 świeżutkie, pojedyncze piersi kurczaka
1 duże, obrane, najlepiej twarde jabłko
1 paczka rodzynek
1 paczka orzechów nerkowca
1 cebula
1 puszka mleczka kokosowego
1 opakowanie curry
oliwa do smażenia, po szczypcie: gałki muszkatałowej, cynamonu, kardamonu i soli.
Najsampierw podsmażamy pokrojonego w zgrabną kostkę kurczaka, po czym po kolei dodajemy pozostałe elementy, by na koniec zalać je mleczkiem kokosowym i dusić około 10 minut na tzw. mocnym ogniu. Zmniejszamy płomyk i dusimy około 25 minut, według upodobania co do stopnia miękkości ww składników. Podajemy z ryżem. Do dzieła!






niedziela, 7 kwietnia 2013

Sport ekstremalny

No to już chyba wiosna idzie.
Otóż wybrawszy się na niedzielny, słoneczny spacer z rodzinką po dzielni, wywąchaliśmy jednym z naszych zmysłów niewątpliwą oznakę, zbliżającej się nieuchronnie acz potwornie powoli, upragnionej wiosny.
Mianowicie do naszych stęsknionych ciepła nozdrzy wdarła się cudowna woń ogólnie pojętego grilla...
Zapach pieczonego mięsiwa typu żeberka w miodowej glazurze z nutką cebulową oraz swądek nieco przypalonego pieczywa (niektórzy to robią specjalnie) pobudził nasze ślinianki i ciekawość gdzież to i jaki śmiałek porwał się na tak karkołomną rozpustę jak grillowanie wśród śniegu.
Niestety jednak wiatr zniweczył nasze wysiłki dochodzeniowe przywiewając z różnych, niezidentyfikowanych stron smakowite aromaty.
Nie mniej jednak sezon można uznać za otwarty.
Ciekawe czy grillowanie na mrozie będzie kiedyś dyscypliną olimpijską. Bo czemu by nie, jest to tak samo ekstremalne jak pływanie synchroniczne czy strzelectwo. Zawsze można w razie czego zaprosić na ucztę wszechobecnego, szczególnie tej wiosny, bałwana. On na pewno lubi sporty ekstremalne.