środa, 23 kwietnia 2014

Być jak kominiarz

Może nie zawsze, ale parę razy zdarzyło mi się marzyć o byciu kominiarzem. Nie wiem co bardziej mnie urzekło, to, że wszyscy na mój widok łapaliby się za guziki czy to, że kominiarzowi łatwo wybacza się umorusaną szadzą buzię.
Trudno jednak żebym latała teraz po dachach. Dzieci mam przecież! A co by było, gdyby zechciały mnie naśladować, na własna rękę i bez zabezpieczeń? Jedyna korzyść to dodatkowe punkty u kolegów- mama kominiarz nie zdarza sie codziennie. 
Powrót do marzeń sprzed lat dopadł mnie gwałtownie i zupełnie nieoczekiwanie za sprawą pewnej bombowej kobitki, która usiedzieć w domu nie mogła, postanowiła los wziąć w swe przedsiębiorcze, zgrabne rączki i zaczęła szyć właśnie kominy (trochę różnią się wyglądem i przeznaczeniem od tych murowanych).

Komin jest dobry na wszystko: 
ociepli szyje gdy wiatr wyje; 
pryszcz przebrzydły zasłoni gdy ten tylko się wyłoni; 
doda szyku letniej kreacji w drodze powrotnej z wakacji;
zawsze wygląda się w nim ładnie nawet jak już ostatni liść z drzewa spadnie;

I tak dalej radosna twórczość można rozwijać.
Ważne, że komin najlepszy jest i basta!
A do komina ale też i bez niego panie z mammas.pl proponują eleganckie, stylowe i dobre gatunkowo przeróżne wariacje bransoletek, z których zestaw kawowy albo miętowy pobudza nie tylko zmysł smaku. Dobrego smaku.
Gorrrrrąco polecam!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz