Wróciwszy w ubiegłym roku z wakacji wypoczęci, opaleni i z naładowanymi bateriami przekroczyliśmy próg naszego domostwa. Dzięki pomocy kochających nas osób nie zdechły nam kwiatki, kurz nie pokrył grubą warstwą naszych podłóg, a lodówka okazała się zaopatrzona w prowiant pozwalający przetrwać jeszcze parę dni, zanim dojdziemy do siebie po zderzeniu z pourlopową rzeczywistością.
I wtedy sprawdziliśmy zawartość skrzynki na listy. Mimo regularnego opróżniania sporo było kopert ale wśród nich wyróżniała się złożona kartka wyrwana z darmowego notesu z szarego papieru, jaki w prezencie ślą różne firmy w celu zwiększenia wagi przesyłki. Na pierwszej stronie widniał jedynie nasz adres, żeby, zapewne,nie było wątpliwości do kogo jest adresowana. A w środku… uroczy anonim zaczynający się od dobrotliwego „Drodzy mieszkańcy urokliwego osiedla…”. Zaciekawieni postanowiliśmy przeczytać dzieło. We wstępie nasz osiedlowy literat wyjaśnił nam uprzejmie, że ponieważ „oni wszyscy” (autor lubi widocznie odpowiedzialność zbiorową) starają się utrzymać na poziomie ich ogródki i teren wokół domów „by czystość, ład, porządek i piękno zadbanej zieleni cieszyło na co dzień ich oczy”, my też jesteśmy wezwani do takiej działalności. Szkoda, że czystość i piękno relacji sąsiedzkich zostało zniszczone poprzez ten wspaniałomyślny gest.
Dostaliśmy dobrą radę co powinniśmy robić a czego nie. Autor rozkosznego poematu zwracał się w nim z „uprzejmą prośbą” abyśmy „nie trzymali na widoku przedmiotów szpecących urok Naszego Osiedla” mając na myśli „często porozrzucane zabawki na podjeździe”. Zapomniano dodać obrzydliwe, obślinione, brudne i poobdrapywane zabawki małych, zakatarzonych gnomów, które nic tylko krzyczą i głośno się cieszą, dłubią w nosie i plują zakłócając sielankę „naszego urokliwego osiedla”.
Końcówka elaboratu była równie zabawna co cała jego treść, ponieważ szanowny anonim podpisał się „Dziękujemy. Przychylni Wam Ludzie”. Żałowaliśmy tylko, że ktoś nie posklejał wyrazów z liter wyciętych z gazety, radość nasza byłaby wtedy zapewne większa, a może i docenilibyśmy pracochłonność przedsięwzięcia.
Na pocieszenie mnie (byłam wtedy w ciąży i bardzo się przejęłam) zaczęliśmy snuć sobie z mężem wizję, jak ów sąsiad lub raczej sąsiadka (wydedukowaliśmy to klasyfikując charakter pisma jako kobiecy) zakrada się zbliżając na palcach w okolice naszej skrzynki pocztowej, koniecznie wieczorową porą, na pewno w czerwonym kapeluszu, bo, jak wiadomo, czerwony kapelusz jest zawsze podejrzany,obowiązkowo w drelichowym czarnym płaszczu z postawionym kołnierzem i z rozbieganym wzrokiem, kręcąc głową na wszystkie strony w poszukiwaniu świadków zdarzenia, którzy chwilę później też dostaliby przyjemny liścik, wrzuca bezgłośnie do skrzynki list, po czym oddala się szybko, udając, że pilnie obserwuje rozgwieżdżone, letnie, romantyczne niebo.
Ps. Po pełną wersję zapraszam wkrótce na wsumie.pl
Ps. Po pełną wersję zapraszam wkrótce na wsumie.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz