Podróżując samolotem z dzieckiem nie trzeba się bać.
Ani samolotu, ani dziecka.Wszystko można sobie tak zorganizować, by dziecko nie
zmęczyło się za bardzo, nie znudziło i nie miało innych dolegliwości, na które
świetnie pomaga i jest niezbędna pewna
torebka umieszczona w każdej kieszonce w fotelu samolotowym.
Kiedy dziecko ma około roku trudno wytłumaczyć mu
pewne zjawiska a racjonalne argumenty nie zawsze trafiają do małej główki. Co
prawda zaczyna się bardzo interesować światem zewnętrznym, czyli można go
zachęcić do zobaczenia samolotu od środka, ale konieczność zapięcia dziecka w
pasy, kiedy ono jest właśnie na etapie wschodzącej gwiazdy trudnej sztuki
przemieszczania się na dwóch kończynach dolnych, wymaga nie lada sprytu oraz
mocnych nerwów rodzica i współpasażerów.
Ale po kolei. Na początku proponuję zaplanować sobie
dzień by do lotniska dotrzeć w miarę wcześnie. Można wtedy pokazać dziecku samolot, który zawsze
wygląda jednak inaczej niż w książeczce, bo choćby różni go rozmiar.
Dostawszy się do środka lotniska, już w oczekiwaniu
za zaproszenie do samolotu, trzeba jakoś czas zorganizować maluchowi. W
zależności od lotniska pomocne okazują się przeszklone szyby z widokiem na
płytę lotniska, na której dużo się zazwyczaj dzieje. Lotniskowy barek i inne
sklepiki, choć portfel boli przy płaceniu, też mogą się okazać pomocne.
A po wejściu do samolotu dzieje się tak dużo i
szybko, że za chwilę okazuje się, że trzeba zapiąć pasy i wystartować. Z
doświadczenia wiem, że maluszkowi łatwiej znieść początek i koniec podróży na
kolanach u mamy, więc zamiast fotelika samochodowego (tym bardziej, że
potrzebne byłoby wykupienie dodatkowego miejsca) proponuję skorzystać ze
specjalnych pasów, które dopina się do swoich. Ssanie i połykanie
napoju pomaga małym uszkom znieść różnicę ciśnień, szczególnie dokuczającą w
trakcie startów i lądowań. A oprócz tego bliskość i przytulanie pomogą
maleństwu odnaleźć się w niecodziennej sytuacji.
W czasie samego lotu, jeśli pozwalają warunki
atmosferyczne, można pospacerować z maleństwem na rękach, dać do zabawy
pokładowy magazyn (moje dziecię niczym świnka morska uwielbiało i często
starało się, zjadać papier), plastikowy
kubeczek a na dłuższych trasach można nawet dostać drobne zabaweczki, dozwolona
jest też własna zabawka, którą da się wnieść na pokład, proponuję jednak nie
przesadzać z ilością. Minęły niestety czasy kiedy w ramach
rozrywki, w trakcie lotu, można było zwiedzać kabinę pilotów. Zresztą, jak
podczas każdej podróży, trzeba wykazać się wymyślną kreatywnością i samolot nie
jest tu wyjątkiem.
Mały pasażer jest zawsze entuzjastycznie i z
czułością witany na pokładzie samolotu. I, jak to w życiu bywa, czasem też jest
entuzjastycznie i z mniejszą już czułością żegnany, szczególnie przez innych
pasażerów i zwłaszcza jeśli podczas lotu głośno i dobitnie wygłaszał swoje
zdanie. Ale wszystko można przetrwać, zwłaszcza, gdy celem podróży jest ciepła,
tropikalno-turkusowo-nadmorska, destynacja z białym piaskiem na szerokich
plażach i egzotyką w nazwie…
Po więcej zapraszam wkrótce na wsumie.pl