środa, 26 czerwca 2013

Dziecko + samolot

Podróżując samolotem z dzieckiem nie trzeba się bać. Ani samolotu, ani dziecka.Wszystko można sobie tak zorganizować, by dziecko nie zmęczyło się za bardzo, nie znudziło i nie miało innych dolegliwości, na które świetnie pomaga  i jest niezbędna pewna torebka umieszczona w każdej kieszonce w fotelu samolotowym.
Kiedy dziecko ma około roku trudno wytłumaczyć mu pewne zjawiska a racjonalne argumenty nie zawsze trafiają do małej główki. Co prawda zaczyna się bardzo interesować światem zewnętrznym, czyli można go zachęcić do zobaczenia samolotu od środka, ale konieczność zapięcia dziecka w pasy, kiedy ono jest właśnie na etapie wschodzącej gwiazdy trudnej sztuki przemieszczania się na dwóch kończynach dolnych, wymaga nie lada sprytu oraz mocnych nerwów rodzica i współpasażerów.
Ale po kolei. Na początku proponuję zaplanować sobie dzień by do lotniska dotrzeć w miarę wcześnie. Można  wtedy pokazać dziecku samolot, który zawsze wygląda jednak inaczej niż w książeczce, bo choćby różni go rozmiar.
Dostawszy się do środka lotniska, już w oczekiwaniu za zaproszenie do samolotu, trzeba jakoś czas zorganizować maluchowi. W zależności od lotniska pomocne okazują się przeszklone szyby z widokiem na płytę lotniska, na której dużo się zazwyczaj dzieje. Lotniskowy barek i inne sklepiki, choć portfel boli przy płaceniu, też mogą się okazać pomocne.
A po wejściu do samolotu dzieje się tak dużo i szybko, że za chwilę okazuje się, że trzeba zapiąć pasy i wystartować. Z doświadczenia wiem, że maluszkowi łatwiej znieść początek i koniec podróży na kolanach u mamy, więc zamiast fotelika samochodowego (tym bardziej, że potrzebne byłoby wykupienie dodatkowego miejsca) proponuję skorzystać ze specjalnych pasów, które dopina się do swoich. Ssanie i połykanie napoju pomaga małym uszkom znieść różnicę ciśnień, szczególnie dokuczającą w trakcie startów i lądowań. A oprócz tego bliskość i przytulanie pomogą maleństwu odnaleźć się w niecodziennej sytuacji.
W czasie samego lotu, jeśli pozwalają warunki atmosferyczne, można pospacerować z maleństwem na rękach, dać do zabawy pokładowy magazyn (moje dziecię niczym świnka morska uwielbiało i często starało się,  zjadać papier), plastikowy kubeczek a na dłuższych trasach można nawet dostać drobne zabaweczki, dozwolona jest też własna zabawka, którą da się wnieść na pokład, proponuję jednak nie przesadzać z ilością. Minęły niestety czasy kiedy w ramach rozrywki, w trakcie lotu, można było zwiedzać kabinę pilotów. Zresztą, jak podczas każdej podróży, trzeba wykazać się wymyślną kreatywnością i samolot nie jest tu wyjątkiem.
Mały pasażer jest zawsze entuzjastycznie i z czułością witany na pokładzie samolotu. I, jak to w życiu bywa, czasem też jest entuzjastycznie i z mniejszą już czułością żegnany, szczególnie przez innych pasażerów i zwłaszcza jeśli podczas lotu głośno i dobitnie wygłaszał swoje zdanie. Ale wszystko można przetrwać, zwłaszcza, gdy celem podróży jest ciepła, tropikalno-turkusowo-nadmorska, destynacja z białym piaskiem na szerokich plażach i egzotyką w nazwie…

Po więcej zapraszam wkrótce na wsumie.pl


wtorek, 18 czerwca 2013

Anonim

Wróciwszy w ubiegłym roku  z wakacji wypoczęci, opaleni i z naładowanymi bateriami przekroczyliśmy próg naszego domostwa. Dzięki pomocy kochających nas osób nie zdechły nam kwiatki, kurz nie pokrył grubą warstwą naszych podłóg, a lodówka okazała się zaopatrzona w prowiant pozwalający przetrwać jeszcze parę dni, zanim dojdziemy do siebie po zderzeniu z pourlopową rzeczywistością.
I wtedy sprawdziliśmy zawartość skrzynki na listy. Mimo regularnego opróżniania sporo było kopert ale wśród nich wyróżniała się złożona kartka wyrwana z darmowego notesu z szarego papieru, jaki w prezencie ślą różne firmy w celu zwiększenia wagi przesyłki. Na pierwszej stronie widniał jedynie nasz adres, żeby, zapewne,nie było wątpliwości do kogo jest adresowana. A w środku… uroczy anonim zaczynający się od dobrotliwego „Drodzy mieszkańcy urokliwego osiedla…”. Zaciekawieni postanowiliśmy przeczytać dzieło. We wstępie nasz osiedlowy literat wyjaśnił nam uprzejmie, że ponieważ „oni wszyscy” (autor lubi widocznie odpowiedzialność zbiorową) starają się utrzymać na poziomie ich ogródki i teren wokół domów „by czystość, ład, porządek i piękno zadbanej zieleni cieszyło na co dzień ich oczy”, my też jesteśmy wezwani do takiej działalności. Szkoda, że czystość i piękno relacji sąsiedzkich zostało zniszczone poprzez ten wspaniałomyślny gest.
Dostaliśmy dobrą radę co powinniśmy robić a czego nie. Autor rozkosznego poematu zwracał się w nim z „uprzejmą prośbą” abyśmy „nie trzymali na widoku przedmiotów szpecących urok Naszego Osiedla” mając na myśli „często porozrzucane zabawki na podjeździe”. Zapomniano dodać obrzydliwe, obślinione, brudne i poobdrapywane zabawki małych, zakatarzonych gnomów, które nic tylko krzyczą i głośno się cieszą, dłubią w nosie i plują zakłócając sielankę „naszego urokliwego osiedla”.
Końcówka elaboratu była równie zabawna co cała jego treść, ponieważ szanowny anonim podpisał się „Dziękujemy. Przychylni Wam Ludzie”. Żałowaliśmy tylko, że ktoś nie posklejał wyrazów z liter wyciętych z gazety, radość nasza byłaby wtedy zapewne większa, a może i docenilibyśmy pracochłonność przedsięwzięcia.
Na pocieszenie mnie (byłam wtedy w ciąży i bardzo się przejęłam) zaczęliśmy snuć sobie z mężem wizję, jak ów sąsiad lub raczej sąsiadka (wydedukowaliśmy to klasyfikując charakter pisma jako kobiecy) zakrada się zbliżając na palcach w okolice naszej skrzynki pocztowej, koniecznie wieczorową porą, na pewno w czerwonym kapeluszu, bo, jak wiadomo, czerwony kapelusz jest zawsze podejrzany,obowiązkowo w drelichowym czarnym płaszczu z postawionym kołnierzem i z rozbieganym wzrokiem, kręcąc głową na wszystkie strony w poszukiwaniu świadków zdarzenia, którzy chwilę później też dostaliby przyjemny liścik, wrzuca bezgłośnie do skrzynki list, po czym oddala się szybko, udając, że pilnie obserwuje rozgwieżdżone, letnie, romantyczne niebo.
Ps. Po pełną wersję zapraszam wkrótce na wsumie.pl


sobota, 15 czerwca 2013

Kulinarnie inaczej

Będąc zapalonym wędkarzem faktów, miłośniczką kuchni z głową oraz amatorką łączenia literek w wyrazy i tychże w zdania, zawsze czułam, że czegoś mi brakuje.
Aż tu nagle powstał portal wSumie.pl wyławiający i serwujący najznakomitsze i najsmaczniejsze kąski z kraju i ze świata. I na dodatek okazało się, że mogę czasami przyczynić się do przygotowania tej wspaniałej uczty, tworząc niekiedy jeden z jej składników w postaci drobnej przekąski.
Jeśli więc ma ktoś apetyt na zdrową porcję wiadomości, podaną apetycznie i ze smakiem zapraszam do konsumpcji wSumie.pl.
Wyłowione z "Sieci" nazwiska oraz dodanie szczytpy nowych sprawią z pewnością, że wSumie.pl stanie się prawdziwym rekinem internetowym. Bo to w sumie bardzo fajny portal.