sobota, 18 stycznia 2014

Kochać jak śmierdzącą kiełbasę

Dzisiaj było fajnie. Dziecko zrobiło mi mandarynkową przekąskę w kształcie róży, której nie mogłam zjeść, bo taka śliczna była. Na szczęście jak już trochę podeschła autorka dzieła zgodziła się na jego konsumpcję.
Zakochana w najmłodszym Mistrzuniu Babcia z tryumfem ogłosiła, że najmniejszy zdolniak, roczny jegomość, rozróżnia kolory. Dowiedziała się o tym prosząc bobaska by przyniósł jej zielony klocek. Wnuczeczek grzecznie przyniósł klocek. A jakie jeszcze zna kolory klocków? Spytałam rozanielona genialnością dziecięcia.
-Nie wiem. Były tylko zielone.
Odpowiedziała uniesiona moja dociekliwością Babcia. 
Potem zadano mi pytanie, że skoro jest grawitacja to dlaczego dym z komina idzie do góry a nie do ziemi. Wydawało mi się, że wiedzy tzw. ogólnej wystarczy mi przynajmniej na całą podstawówkę, a tu się trafia zagwozdka już w zerówce. Na koniec ukochany przedszkolaczek wyznał mi szelmowsko, że kocha mnie jak śmierdząca kiełbasę. Nie ruszyło mnie to w ogóle bo wiem, że cytował ulubionego bajkowego pieska, który mówi. I w związku z tym nawet nieco spuchlam z radości oraz na wszelki wypadek postanowiłam wziąć prysznic. Dwa razy.
Cóż a ja takie pełne śmiechu i konsternacji dni, kiedy większość ma dobry humor i wszyscy są zdrowi (Babcia też) po prostu kocham, prawie  jak śmierdząca kiełbasę.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz